Abecadło 2014 - litera A czyli Asasał (Assassin's Creed: Unity)

By | 10:26 Skomentuj
Od kilku ładnych dni mamy rok 2015, kolejny podczas którego gracze z wypiekami na twarzy oczekiwać będą na swoje upragnione tytuły, czy to będzie Wiedźmin 3, nowy Battlefield czy Metal Gear, albo może GTA V na PC. Co jednak z minionym rokiem 2014? Jaki był dla gamerów? Postanowiłem opisać moje subiektywne i bez kilku liter abecadło 2014 roku. Pierwszy wpis cyklu to litera A.

Część osób już zapewne zaciera ręce, oczekując na kolejnę falę fekaliów wylewanych na Ubisoft. Cóż, rozczaruję was, bo dla mnie AC:U jest jednym z topowych przedstawicieli serii i jednym z najlepszych tytułów 2014. Tak, nie zwariowałem. Zanim jednak wytłumaczę dlaczego tak, a nie inaczej, pozwolę nakreślić nieco, o czym mowa (choć mało kto nie wie). 

Akcja Assassin's Creed: Unity przenosi nas na początek do XIV-wiecznego Paryża, gdzie jako młody Templariusz jesteśmy świadkami klątwy Jakuba De Molay, czyli sławetnego piątku 13-go. Później trafiamy już do właściwego miejsca, czyli kierujemy losami Francuza Arno w XVIII-wiecznym (prawie XIX) Paryżu i okolicach, gdzie w wyniku różnych wydarzeń zostajemy "asasał". 
Jak więc już wiadomo o co chodzi, to czas na te szokujące plusy, które odnalazłem w grze. Największa zaleta, niezaprzeczalny magnes tej produkcji, to Paryż. Miasto zostało odwzorowane w najdrobniejszych szczegółach. Stojące do dziś budynki z tamtego okresu w świecie rzeczywistym śmiało możemy zwiedzać w grze. Udostępniono nam całą masę wnętrz wszelkiego typu mieszkań, poddaszy, dworków i pałacyków, a na ulicach spotykamy dziesiątki tysięcy Paryżan, którzy pokrzykują w imię rewolucji, piją kawę czy też oddają mocz na budynki (oh yeah). Magia! 

Nareszcie też zadbano o poziom trudności - nie ma już sytuacji, że samotnie pojedynkujemy się z tuzinem strażników i wychodzimy z takiej potyczki bez szwanku. Podczas fechtowania z trzema musimy się liczyć z tym, iż większość z ich kamratów ma broń palną i najzwyczajniej w świecie nas rozstrzelają. Zresztą i szermierze mogą zakończyć nasz żywot jednym zgrabnym pchnięciem. Smaku dodaje też fakt, że podstawowo nie ma włączonego paska życia, tak więc instynktownie musimy kontrolować przebieg walki.
Na plus idzie też rozwijanie naszego bohatera - poza całą gamą ekwipunku, który Arno może przywdziać i którym może walczyć, jest też lista umiejętności, dzięki którym nasz asasyn będzie jak najbardziej skonfigurowany pod nas, a nie tak, jak chcieli to twórcy gry. 

Grafika też uległa znacznej poprawie - postacie są bardziej szczegółowe, świat nie jest tak bajecznie kolorowy jak w poprzednich odsłonach, a w czasie CutScenek nasza postać odziana jest dokładnie tak, jak podczas rozgrywki. No i wreszcie fabuła - Ci, którzy uważali ją za płytką, niech lepiej przypomną sobie 3-cią część cyklu czy nawet Black Flag. AC: U to nie czarno-biały świat, gdzie dokładnie wiemy, kto jest dobry a kto zły. To odcienie szarości i najlepszy przyjaciel może okazać się naszym wrogiem.

Błędów jednak uniknąć się nie dało. Poza typowymi już błędami dla serii, jak podrygujące zwłoki naszych przeciwników (przynajmniej już w magiczny sposób nie spadają z dachów), elementy stroju głównego bohatera, które potrafią w tajemniczy sposób przenikać w kontakcie z innymi obiektami, skakanie z kilkunastu metrów na małą kupkę siana bez zadrapania albo liny, które nie uginają się pod naszym ciężarem, AC: U ma największy problem z optymalizacją gry. Początkowa wersja na PC, w jaką grałem, o numerze 1.0, niezależnie od ustawień potrafiła mieć ogromne spadki FPSów i liczbę zwieszek. Jestem graczem, który przeszedł całą ewolucję gier i przycinki, więc niższa jakość nie jest dla mnie tragedią, jednak mając sprzęt mocniejszy, niż zalecany przez Ubisoft, spodziewałem się w miarę płynnej gry. Niezależnie jednak, czy ustawić wszystko na maksimum, czy minimum, gra wyglądała i tak w miarę podobnie i w miarę podobnie się przycinała.
Patch 1.4 poprawił trochę ten błąd, wciąż jednak zdarzają się ogromne spadki FPS. Ewidentnie kompilowanie gry przyszło producentom z trudem, a raczej z dużym opóźnieniem, bo już po premierze gry. Drugim błędem, który dla mnie jest dość irytujący, to kamienne psy i koty. Dawniej zwierzątka najzwyczajniej w świecie odskakiwały, kiedy koło nich przebiegaliśmy, a niektóre nawet można było pogłaskać. Tu są albo animowaną przeszkodą, przez którą nie przejdziemy, albo duchami, bo po prostu przebiegamy przez nie. Kolejny błąd to ciała i broń - w poprzednich częściach ciała mogliśmy przenosić, by nie odnalazł ich inny strażnik, a broń przeciwnika, która wypadła po jego śmierci, mogła na pewien czas trafić w nasze ręce. W tej części tego, o dziwo, nie ma. Nie ma też czasami tekstur na jakimś przechodniu - ot widzimy postać, która przypomina szmacianą lalkę, z kropeczkami w miejscu oczu i balonem koloru skóry zamiast głowy. Dopiero gdy zbliżmy się o krok, magicznie obiekt ten zostaje przybrany w teksturę.

Wszystkie jednak te błędy jestem w stanie wybaczyć i zrozumieć - odwzorowanie w najmniejszych szczegółach historycznego Paryża (który jest o niebo większy niż XV-wieczna Florencja) i wielu jego wnętrz, które generują się praktycznie naraz (nie ma momentów wczytywania etc.), to prawdziwa sztuka, podczas której ciężko uniknąć bugów. Tych jednak, które pokazywali inni gracze na gameplay'ach z PS4 czy XboX One (Arno z wnętrznościami bez skóry, głowy obracające się o 180 stopni etc.) nie odnotowałem. Tak więc mimo wszystko gorąco polecam ten tytuł i było to jedno z moich najmilszych rozczarowań 2014.
Nowszy post

0 komentarze: