Nieugotowane Spaghetti

By | 03:25 Skomentuj
Rynek gier dziś, jak zapewne każdy gracz wie, to bardzo dochodowy biznes, któremu ustąpić musiał nawet Hollywood. Nic dziwnego - gry pod względami graficznymi są tak dopracowane, że zamiast śledzić losy bohatera na dużym ekranie możemy wziąć w nich udział i nawet zmienić bieg wydarzeń (choć akurat ta ostatnia możliwość czasami jest mocno ograniczona).

Kiedy 20 lat temu człowiek czekał z utęsknieniem za kolejną grą, dodatkiem lub sequelem, teraz producenci kolejne części i dodatki, zwane DLC, wypuszczają co jakiś czas. Rodzi się 
jednak pytanie, czy w takim razie kupując podstawową grę kupujemy produkt kompletny, czy może niedokończony? Takie głosy podniosły się w przypadku opisywanego przeze mnie Assassin's Creed: Unity, co jednak było moim zdaniem sporą przesadą. Gra miała błędy, ale pod względem długości rozgrywki i możliwości był to produkt całkowicie kompletny. Ale nie wszyscy producenci są tak mili jak Ubisoft.


Bijatyki są jednym z moich ulubionych gatunków. Na serii Mortal Kombat połamałem nie jeden joystick, Tekken i Soul Calibur wyniszczyły kilka padów, a ulubiona seria, Street Fighter, ograbiła moje kieszenie z monet, które musiały zasilić automat, by można było grać. Prosta gra, która doczekała się wreszcie czwartej części, choć mieliśmy też możliwość śledzić losy bohaterów w seriach pobocznych (Alpha i EX) jak i licznych crossoverach (Capcom vs SNK, Marvel vs Capcom etc.).

Od czasów 3-ciej części serii SF, w którą zagrywałem się na automatach i Dreamcast, musiało minąć aż 9 lat, bym ponownie mógł wycisnąć jakiegoś hadoukena czy shinryukena. Udało się, bo w 2009 na moim PC zainstalowałem czwartą część. Zupełnie nowa grafika, nowe postacie (jak i stare), areny i poprawiona mechanika gry. Wszystko czego potrzebuje w bijatyce. 

Ale Capcom, wydawca gry, postanowił zarobić trochę więcej kasy. Tak oto w 2010 roku do sklepów trafił tytuł o nazwie Super Street Fighter IV. Wypuszczono go jako oddzielny tytuł, bo "był za duży na DLC". Ponoć z tego powodu obniżono cenę, choć jakoś tego nie odczułem. Czy zmiany były aż tak ogromne? Kilka nowych opcji w mechanice walki, kilka aren, bonus stage i 10 nowych postaci do starych 25. Wciąż jednak to ten sam silnik, i powinno być to DLC! Capcom jednak swoją pazerność pokazał jeszcze mocniej. Ultra Street Fighter IV wydany w 2014 roku znowu dołożył nam kilka aren, opcji w walce, postaci i kostiumów dla naszych wojowników. Można było kupić to jako DLC, jeżeli mieliśmy Super SFIV, albo samodzielną grę (zawierającą Super SF). Cena? Jako DLC 15 dolców, jako podstawka 40 lub 30 (zależnie na jaką platformę). 



Myślicie, że to koniec? Nie, bo pomiędzy wersją Super a Ultra nasz kochany Capcom wypuścił też grę Street Fighter x Tekken, czyli crossover dwóch serii. Silnik gry to silnik SF IV, producenci musieli więc przygotować tylko postacie Tekkenowskie, bo streetowe już mieli. To samo z arenami. Pokombinowali trochę z mechaniką gry i voila, jest samodzielna gra. Nie żadne DLC dla SF IV czy wersji Super. W pełni samodzielna gra. Mało tego, europejscy gracze XboX360 i PC dostali za tą samą cenę dużo mniej, niż np. Azjatyccy gracze PS3. Jak jednak Capcom zrobił, żeby wyciągnąć troche więcej baksów? Otóż wypuścili oni pewne DLC, które miało być darmowe. Ale tylko ten, kto zassał DLC poprzez system Vita dostał go za darmoche. Inny sposób zmuszał nas do płacenia za ten dodatek. Capcom więc dopuścił się świadomego gwałtu na graczach. Jedyne chyba pocieszenie, to fakt, że przy SF x Tekken, developerem wersji PC było polskie studio QLOC.

Czy Capcom to wyjątek? Otóż, niestety, nie. Wybrałem ten przykład, ponieważ zawsze byłym wielkim fanem serii SF, ale to co stało się przy czwartej części, wystawiło moją cierpliwość (i portfel) na bardzo ciężką próbę, a codziennie producenci gier wystawiają na taką próbę innych graczy. EA wraz ze swoimi Simsami 4. Przecież to jakieś nieporozumienie! Grafika kosmetycznie poprawiona w stosunku do poprzedniczki, bardziej szczegółowi simowie, ale w zamian zabieramy wam zwierzęta, jakieś tam nocne życie i tego typu opcje, baseny, duchy itd. Jednak nie lękajcie się, potem wam to oddamy, tylko już płatnie jako DLC. Zgroza!
Albo (też EA, oddział sports) coroczne zgarnianie ogromnych ilości pieniędzy za Fifę. Raz na jakiś czas jest przełom, grafika i fizyka wchodzą na wyższy level, ale potem przez kilka kolejnych edycji EA zbiera pieniądze za kosmetyczne zmiany, aktualne składy i tabele ligowe. Żadne tam dodatki - wydają jako pełną grę i płać, twoja mać.
Rynek gier stał się tak wielki, że każdy chce uszczknąć z niego swój kawałek tortu. Jasne, zrobienie dobrej gry to ciężki kawał chleba, i producentom takich gier pieniądze za ich pracę należą się! Ale dlaczego ktoś mi każe płacić za niepełny produkt? To wygląda tak, jakbym wszedł do restauracji, zamówił spaghetti neapolitana, odczekał te swoje kilkanaście minut na tą potrawę, a kelner przyniósłby mi surowe spaghetti, pomidory, oliwę i przyprawy, ale kazał zapłacić dokładnie jak za usługę gastronomiczną.

Parmezan zaś potraktujmy jako DLC - musiałbym zapłacić za potrawę drugie tyle.


Nowszy post Starszy post

0 komentarze: