Spolszczenie made by Fans

By | 07:12 Skomentuj
Języka angielskiego, jak żaden nauczyciel, nauczyły mnie przede wszystkim gry. No cóż, starsza siostra nie zawsze była skłonna tłumaczyć mi każde słowo, a że gry RPG i przygodowe były moimi ulubionymi, toteż zmuszony byłem się języka "post-avalońskiego" uczyć. Nie było wtedy strzałek ani zaznaczonych punktów na mapie, gdzie się trzeba udać. Tekstówki wymagały ode mnie wpisywania komend, które mówiły co zamierzam robić.

Czas mijał i jedynym ratunkiem w momentach, w których nie rozumieliśmy co do nas "mówi komputer" był słownik albo solucje/instrukcje dołączane do gier tudzież znajdowane w czasopismach o grach (pamiętne, smutno sprzedane S.S.). Rozwój gier i rynku sprawił jednak, że w Polsce dostrzeżono biznesową niszę w lokalizacji gier. Pierwszą, jaką pamiętam, grą z wielkiego zdarzenia, która został profesjonalnie przetłumaczona, był mój kochany Baldur's Gate. Myślę, że głównie właśnie dzięki wspaniałej lokalizacji ta gra nie tylko tak dobrze przyjęła się w Polsce, ale dała "nowe tchnienie" RPGom, mnie zaś zaczarowała, wciągając w gry fabularne tak mocno, że do dziś nie mogę się z tego cugu otrząsnąć.

Za wszystkim stał CD Projekt, który wtedy stworzył nie tylko podwaliny pod tłumaczenie gier w Polsce, ale także pod swój dzisiejszy i wciąż trwający sukces, jakim jest adaptacja prozy A. Sapkowskiego, "Wiedźmin". Baldur's Gate nie był suchym tłumaczeniem - poza świetną interpretacją wszelkiej maści gier słownych i języka staroangielskiego na język polski CDP zatrudniło do tej produkcji najznamienitszych lektorów i aktorów ziem nadwiślańskich (Wiktor Zborowski jako Sarevok... do dziś ciary na plecach)! Za ciosem postanowili pójść kolejni wydawcy, choć skutek był różny (tragiczne tłumaczenie Might & Magic VII i Heroes Of Might & Magic III wykonane przez firmę MIRAGE) i po dziś dzień w tym trwają. 

Aktualnie tłumaczy się masę gier. Do części zatrudnia się aktorów i lektorów, do innych lektorów domorosłych, inne wydaje się w wersjach kinowych (tylko z napisami). Z jednej strony zanika wspomniana przeze mnie możliwość uczenia się języka z gry, z drugiej strony zaoszczędza to jednak sporo czasu - nie musimy już grzebać w słowniku i potem z kontekstu zdania domyślać się, o co dokładnie chodziło twórcom gry. O ile zresztą gry typu Battlefield czy Call Of Duty tłumaczenia nie wymagają, o tyle serie przygodowe, RPG czy strategie mają wiele linijek bardzo istotnego tekstu. Co jednak, gdy dystrybutor nie tłumaczy gry (z powodów różnych, lecz przede wszystkim z oszczędności)?

Na pomoc ruszają nam fani, którzy z własnej pasji, poświęcając swój cenny czas, tworzą lokalizację gier. Zasada od fanów dla fanów funkcjonuje w Polsce bardzo dobrze. Czołowym przedstawicielem tej idei jest "Graj Po Polsku". Liczba tytułów, jakie ta grupa (a może lepiej użyć słowa "kolektyw"?) przetłumaczyła jest naprawdę imponująca, ale do najważniejszych należą chyba lokalizacje gier z serii Telltales (Walking Dead, Game Of Thrones, The Wolf Among Us), Castlevania: Lord Of Shadows 2, Deus Ex Human Revolution, ostatni Mortal Kombat i wiele, wiele innych.

Najważniejsze w tym jest jedno - to nie jest tłumaczenie typu "No kumpel mówił, że to słowo, to znaczy to. Ale ja myślę inaczej... więc olejmy i losujmy". Graj Po Polsku łapie klimat gry i tłumaczy to w sposób adekwatny. The Wolf Among Us zawierać więc będzie masę zwrotów potocznych, podczas gdy świeżo tłumaczony tytuł Europa Universalis IV zaszkouje nas swoją dokładnością historyczną. Oczywiście, błędy się zdarzają, ale ciężko mieć o to pretensje, bo raz - na bieżąco są poprawiane, dwa - tutaj tłumaczom nikt za to nie płaci, więc wylane siódme poty komórek mózgowych nad tłumaczeniem są tylko i wyłącznie dobrą wolą Graj Po Polsku.

Co w tym dziwnego? Otóż jest to kolejny etap, w którym gracze biorą sprawy w swoje ręce. Najpierw robiliśmy drobne mody. Potem przyszedł czas na naprawdę duże dodatki i modyfikacje. Dziś dodatkowo lokalizujemy gry. Robimy to, bo często polscy dystrybutorzy mają nas w poważaniu. Przecież angielski jest dziś językiem esperanto, zna go każdy, nawet dziecko. Tylko że tak, jak wspomniałem - czasami mamy ochotę poświęcić się całkowicie grze, przygodzie w niej zawartej, a nie zastanawianiu się nad tłumaczeniem jednego słowa, bo oznaczać może ono równie dobrze 5 różnych rzeczy... i każda z nich by w danym miejscu pasowała, ale wiązałaby się z innym wyborem.

Poza Graj Po Polsku śledzimy wysyp całej masy innych "lokalizatorów", niektórych na wysokim poziomie, innych na poziomie domorosłym. Sęk w tym, że niesamowite jest to, iż gdybym był dystrybutorem właśnie w ten sposób wyłapywałbym tłumaczy do moich projektów. Gwarantuję każdemu, że dobrze zlokalizowany produkt natychmiast zwiększyłby sprzedaż. Stać by więc dystrybutora było na tłumaczy, a my, gracze, nie musielibyśmy czekać kolejnych tygodni czy miesięcy po premierze gry na jej przetłumaczenie. Choć, tak czy siak, dobrze, że w świecie gier komputerowych idea "od fanów dla fanów" wciąż jest żywa. Grajmy po Polsku!

Nowszy post Starszy post

0 komentarze: